Richard Steven Valenzuela to nie reżyser, aktor, czy ktokolwiek związany z branżą filmową, Valenzuela był muzykiem. Był, ponieważ umarł w katastrofie lotniczej, mając 18 lat. Umarł za szybko, a dzień jego śmierci (3 luty 1959 r.) nazwany jest ,,dniem, w którym umarła muzyka". Tylko, dlaczego to piszę? Dzięki temu Panu rozpoczął się krótki wstęp do mojej przygody z kinem. Bez obaw, nie zmieniam tematyki filmowo-książkowej na muzyczną.
Starsi być może znają, powinni, młodzi niekoniecznie, a na pewno nieliczni. ,,La Bamba" to film biograficzny, który opowiada historię o wyżej wymienionym wokaliście. Luis Valdez, reżyser, stworzył coś, co mała Ewelinka pokochała i oglądała przy każdej możliwej okazji, gdy tylko leciało w telewizji. To nie był okres, w którym zauważałam detale filmu, interesowała mnie tylko fabuła, ale dzięki niej stwierdziłam, że to są swego rodzaju utwory, których tajniki chciałabym w przyszłości poznawać. Nie rozumiałam jeszcze całej ,,magii kina", ale jak widać, to się zmieniło. Z czasem, przy oglądaniu filmów, nie tylko setnej odsłonie ,,La Bamba", ale też innych produkcji zaczęłam skupiać się również na grze aktorskiej, czy dana rola pasuje do danego aktora, czy nie jest ona ,,odwalona", tylko dobrze przemyślana i zagrana. Zwracałam uwagę również na to, czy film ma jakikolwiek sens. Oczywiście nie zapomniałam o muzyce, która jest dla mnie bardzo ważna.
Sama myśl o dzieleniu się nie klasycznymi, nie najlepszymi recenzjami przyszła mi do głowy po wyjściu z teatru. Tak dość specyficzne okoliczności. Książki swoją drogą, poboczną drogą. Postanowiłam postawić filmy na pierwszym planie. Z racji tego, iż do kina nie chodzę szalenie często, a nawet często, stwierdziłam, że dzielenie się opiniami o filmach tych starszych jest nie najgorszą inicjatywą, ponieważ nie wszyscy widzieli każdy film. Być może nie widzieli tego, którego zrecenzowałam i zachęciłam ich do obejrzenia.
Więc takim oto sposobem jestem tutaj. Piszę dla samej siebie i dla was. Mam nadzieję, że przywoływanie tych mniej, lub bardziej znanych produkcji nie jest czymś gorszym, od recenzowania nowych, bieżących filmów.
PS Lou Diamond Phillips odwalił kawał niezłej roboty.
PPS Film jak najbardziej polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz